To surrealizm, jak Salvador Dali.
Miasto żywcem wyjęte ze średniowiecza. Domy zbudowane z kamiennych bloków, z których wiele waży po kilkaset kilo.
Brukowane dukty między domami szerokie na tyle, aby zmieściło się w nich dwóch piechurów i osioł lub lama. Wzdłuż głównych alejek maleńkie akwedukty, którymi bez przerwy płynie woda z podziemnych źródeł. Często nieprzerwanie od ponad 500 lat.

A z drugiej strony XXI wiek. Położone w Świętej Dolinie Inków Ollantaytambo to przedpole największej atrakcji turystycznej Ameryki – Machu Picchu. Internet na każdym rogu. W co trzecim kamiennym domu mini restauracja serwująca pizzę i wino. Bary karaoke na przemian z hostelami z obowiązkowym wi-fi.
Rynek – jak zwykle serce miasta, poza faktem, że dziś odbywa się w murowanym budynku krytym blachą, nie zmienił się od kilku stuleci.
Pewnym znakiem nowoczesności są też chyba klapki z opony, w których obecnie chodzi większość niezurbanizowanych mieszkańców Altiplano od południowej Boliwii po środkowe Peru. Na ulicach i rynku słyszy się quechua. Dla wielu osób hiszpański wciąż jest językiem obcym.
Ollantaytambo oznacza „gród Ollantay”. Z kolei Ollantay to jeden z największych wojowników Inków, bohater wojen rodowych i początków inkaskiej historii.
Żyjemy sobie w grodzie Ollantaya już pewien czas, Machu Picchu już za nami, a wracając z łazienki któregoś wieczoru Najlepsza z Żon uderza do mnie w te słowa:
– Zauważyłeś, że jak nie bierzemy dużych plecaków i wyjeżdżamy tylko na tydzień, to z kosmetyków i przyborów toaletowych bierzemy wyłącznie szczoteczkę do zębów i pastę?
– A po co mielibyśmy brać coś więcej?
– No moglibyśmy wziąć chociaż grzebień w zasadzie.
– Za ciężko. Dobrze się podróżuje bez grzebienia przez tydzień.
– Ale moglibyśmy go czasem zabrać, żebym nie wyglądała jak dziecko specjalnej troski.
I toczymy takie jałowe dyskusje w tak pięknych okolicznościach przyrody. I niepowtarzalnych.

.
Parę zdjęć z okolic Ollantaytambo i Świętej Doliny Inków.
![]() |
Święta Dolina Inków, Peru |
.