– Zawsze u Was tak wieje?
– Wieje? Dzisiaj to nic. Najwyżej 40-50 km/h. W listopadzie mieliśmy pierwsze piękne dni, więc wystawiliśmy dziewczynkom trampolinę w ogrodzie. Za parę godzin jemy obiad, patrzę, a pod oknem trampolina zbiera się do startu. Zanim zdążyłem wybiec, przeleciała nad dachem i spadła tuż obok samochodu.
– Dość szczęśliwie trzeba przyznać.. Ładnie wybrała sobie miejsce do lądowania. W Polsce też mamy czasem silne wiatry, ale to raczej w lato, jak człowiek podje kapusty z grochem. Albo fasolkę po bretońsku. A u Was to raczej cały rok… Zagapisz się, to może być klops.

– Przeważnie. Mówią, że to jedno z najbardziej wietrznych miejsc na świecie. Wieje znad Oceanu Południowego – prosto znad Antarktydy. A propos klopsa. W zeszłym roku sąsiad robił podbitkę ze sklejki pod dachem. Była wyjątkowo piękna pogoda, więc szwagier rozpalił grilla. Przerwa w pracy, piwko i pogaduchy. Suma summarum praca poszła w odstawkę na jutro, a sklejki zapomnieli schować do garażu. W nocy zerwał się taki wicher, że wyczyścił im całe podwórze. Metrowe kawałki sklejki zawisły na drzewach w tamtym lasku.
————————————-
Nowa Zelandia faktycznie należy do najbardziej wietrznych miejsc na świecie. W stolicy – Wellington, położonej na południowym cyplu Północnej Wyspy, przypada 199 dni w roku, w których porywy wiatru sięgają 34 węzłów, czyli ponad 63 km/h.
Na południowym krańcu Wyspy Południowej jest jeszcze gorzej. Drzewa rosną poziomo, a na klifach wystarczy rozpostrzeć bluzę i można zacząć szybować. Przez Catlins wiedzie Południowa Droga Widokowa. I faktycznie widoki są imponujące. Na wybrzeżu trzeba jednak mocno trzymać kierownicę, bo podmuchy są tak silne, że niejednokrotnie transportowały nam Żuka na sąsiedni pas. Całe szczęście ruch tutaj niewielki, więc czołówkę najłatwiej zaliczyć z testującymi wytrzymałość swoich pancerzyków sześcionogimi kamikadze.
.
Ja może za często komentarzy nie zostawiam, ale cały czas was czytam. Cholera zazdroszczę Wam i trochę tęsknie już!
n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby