Pamiętam, jak bardzo zaskoczyliśmy się w centrum Sydney, niejednokrotnie widząc więcej szyldów po chińsku i koreańsku niż po angielsku. Jak nowozelandzkie owce zbaranieliśmy w Auckland z podobnych względów. Zdębieliśmy na Vanuatu i Wyspach Salomona, orientując się, że do miejscowych wyspiarzy niewiele już należy, łącznie z prawami połowu na wodach przybrzeżnych. Wobec tego, w Buenos Aires konstatacja, że znaczna część handlu opanowana została przez chińską diasporę, spłynęła po nas jak po kaczce po pekińsku (taki suchar, rozumiecie…).
Tymczasem fakt, że podczas dwóch lat naszej nieobecności Polska również nie stała w miejscu, nie wiedzieć czemu, zaskoczył nas równie mocno, co chińska inwazja na Pacyfiku. Ale napływ imigrantów do Polski to jedno, dyktatura fejsbuka i smartfonów to drugie, a fakt, że przybysze opanowali także warstwę nazewnictwa własnych miejscowości, to już zupełnie co innego.
No i przyznacie chyba, że taka bezczelność, to już lekka przesada.

.
P.S. A jeśli chcecie posłuchać, co tacy barbarzyńcy jak my, mają jeszcze do powiedzenia, to zapraszamy w najbliższy piątek, 22 listopada o 9 rano do radiowej Jedynki, gdzie będziemy gościć u Tomka Michniewicza w audycji Reszta Świata. Zapraszamy do słuchania.
P.P.S. No to powiedzieliśmy, co wiedzieliśmy – http://www.polskieradio.pl/7/2934/Artykul/984717/
.
Zarówno fajnie się Was słuchało, jak i kolejny raz przeżywało Wasze przygody. Zabawne jest to, jak inaczej wyobrażałem sobie Wasze głosy (zwłaszcza Rafała – obraz wypatrzony przez uderzające podobieństwo na jednym ze zdjęć do DiCaprio? – sam nie wiem). Pozdrawiam KK
Dzikie Żółtki mnie rozbroiły ;D
To jest jedna miejscowość czy dwie??? Bo jak dwie, to niezły zbieg okoliczności
Miejscowości są dwie i jest to rzeczywiście niezwykle zabawny zbieg okoliczności