Trzy kolory: Niebieski

Niedawno stuknęło nam kolejne pół roku w drodze, więc dziś nieco taniego sentymentu i uchylenie rąbka tajemnicy z życia za kulisami podróży dookoła świata.

Czy nie nudzą nas te piękne miejsca? Czy wciąż robią na nas wrażenie cuda świata, które spotykamy na swojej drodze? Czy emocje z nimi związane nie rozwadniają się w natłoku wrażeń? Jak znaleźć w sobie motywację, by wciąż podróżować z pasją?

Faktycznie trzeba przyznać, że natłok wrażeń potrafi przytłoczyć. W długiej podróży niewątpliwie zmniejsza się tolerancja na piękno i niezwykłe miejsca. Ale co zauważyliśmy już dawno, wówczas ludzie wychodzą na pierwszy plan, a ten czynnik prawie w ogóle się nie dewaluuje. A podróżując tak jak my to robimy, często na stopa, włócząc się po przypadkowych miejscach, nierzadko zostając gdzieś nieco dłużej, od czasu do czasu na CouchSurfingu, na swojej drodze spotykamy tak wielu niezwykłych ludzi, że to zawsze robi wrażenie.

Czasem aż dziw bierze, jakie ludzie obierają sobie drogi życiowe. Kilka dni temu jechaliśmy z 19-letnim (!!!) Niemcem, który po odbyciu służby wojskowej, przed decyzją o studiach ruszył w świat, zamieszkał przez pół roku w kibucu w Izraelu, a ostatnio już od kilku miesięcy pracuje w Patagonii jako poganiacz koni w wielkiej posiadłości ziemskiej dla turystów u podnóża Andów. I zostanie tam jeszcze pewnie z pół roku. Kilka dni później wracając z podpatrywania orek na Półwyspie Valdez poznaliśmy dziewczynę, skądinąd też Niemkę, która zajmuje się projektowaniem oświetlenia w teatrach, a raz na jakiś czas wypada w świat na miesiąc czy dwa. Czy ktoś w ogóle słyszał o projektowaniu oświetlenia dla teatrów??

Na kilkakrotnie wywoływanym już Półwyspie Valdes poznaliśmy Ingrid Visser, której życie i pasja do badania orek tak nas zafascynowała, że musimy jeszcze o niej napisać w oddzielnym wpisie.

Pędzenie od atrakcji do atrakcji wyszło nam bokami już w drugim miesiącu podróży, czyli gdzieś w Nepalu. W Azji mocno pchała nas jeszcze do przodu odmienność kulturowa i całkowite zaskoczenia, z którymi spotykaliśmy się średnio co kilka dni. Ale wkrótce zaczęliśmy podróżować dużo wolniej i choć nadal przemieszczając się w zasadzie w kierunku mniejszych bądź większych atrakcji turystycznych, to jednak nie one stały się osią podróży, a właśnie to co pomiędzy nimi. Dziś w naszych historiach i pamięci, to te niecodzienne przeżycia powracają najczęściej, a nie tajskie świątynie, wulkany Indonezji czy fiordy Nowej Zelandii.

Ale oczywiście ani żadne cuda natury, ani ludzie, ani w ogóle nic innego nie jest w stanie sprawić, byśmy nie tęsknili za krajem, rodziną i znajomymi. Oczywiście, że mamy ochotę wrócić i niemal co drugi dzień rozmawiamy o tym, jak fajnie byłoby usiąść na kanapie u rodziców, zjeść ciasto czy napić się piwka z braćmi przy meczyku. Odwiedzić znajomych, spotkać się z kumplem i porozmawiać o imponderabiliach.

Kilka dni temu w podróży zastały nas już trzecie duże święta z rzędu. Tym razem były one o tyle wyjątkowe, że nie było w ogóle wyjątkowo, a wielkanocny poranek spędziliśmy na stacji benzynowej, przemierzając bezkresną Argentynę.

Odcienie backpackera, czyli w moim odczuciu tyłopakowacza. Gorzkie, ale często prawdziwe
Odcienie backpackera, czyli w moim odczuciu tyłopakowacza. Gorzkie, ale często prawdziwe

Pedały w drogę

Fajnie się podróżuje, to fakt. Ale kto podróżował po świecie więcej niż 2-3 miesiące non-stop, wie, że raz na jakiś czas w podróży dobre są zmiany. Po niemal roku spędzonym w Azji jak świeża morska bryza podziałał na nas 4-miesięczny rejs po Pacyfiku. Następnie równie ciekawą odmianą był własny dom na kółkach w Nowej Zelandii przez dwa miesiące.

Ostatnio w Ameryce Południowej przez ponad 2 miesiące poruszaliśmy się stopem i fajnie było odświeżyć autostopowe emocje z Tajlandii, Laosu czy Malezji. Ale stop potrafi męczyć. Trzeba przyznać, że w większości samochodowych rozmów nie wychodzi się poza utarty schemat podróżniczo-rodzinny.

Przez jakiś czas w Patagonii na poważnie rozważaliśmy kupno koni. Jednocześnie w tejże Patagonii napatrzyliśmy się na prawdziwych hardkorowców pedałujących przy huraganowym wietrze, w deszczu czy mrozie i początkowo trochę pukaliśmy się w głowę. Ale wkrótce pomysł mocno dojrzał i postanowiliśmy, że z Buenos Aires, ewentualnie Paragwaju wyruszymy na dwóch kółkach aż do Kolumbii.

Więc miało być dosyć tej gejowizny i miała zacząć się Nowa Era. Era Pedałów. I pewnie na dobre już by się zaczęła, gdybyśmy nie postanowili zamieszkać przez jakiś czas w delcie Parany. Zatem kilka tygodni przygotowań i rozmyślania na temat rowerowej eskapady odkładamy na półkę, bo ostatnio nakręciliśmy się bardzo na pobyty stacjonarne. Już nie możemy doczekać się rozstania z cywilizowaną Ameryką Południową i poznawania życia na wyżynach Boliwii czy w kotlinach Peru.

Mieć czy być

Odkąd Fromm zastanawiał się nad jednym z najważniejszych pytań dotyczących naszej egzystencji, niewiele się zmieniło. Podróż przez skrajności poszczególnych kontynentów pozwala czasem spojrzeć na te rzeczy z dystansu. Cztery miesiące na Pacyfiku wśród roześmianych dzieciaków bawiących się w wioskach i ludzi, którzy często nie posiadali nic więcej niż podarta koszulka na plecach dało nam do myślenia, gdy dotarliśmy do Auckland i innych dużych miast.

Szczególnie szokujące wrażenie zrobiła na nas Ushuaia owiana sławą miasta na końcu świata. W centrach handlowych tłumy biegają w poszukiwaniu rzeczy, których nie potrzebują. Ze sklepowych wystaw wylewają się przedmioty, nie warte nawet ćwierci swej ceny. Ktoś pędzi z nowym płaszczem niemal w tym samym kolorze, co przed rokiem. Automat muzyczny drze się wniebogłosy. Na najwyższym piętrze rozwrzeszczane dzieciaki wciągają hamburgery i walą krzesłem o podłogę.

Kilka lat temu Francuska ZAZ śpiewała „Chcę miłości, radości i dobrego humoru. To nie pieniądze uczynią mnie szczęśliwą. Zostaw swoje uprzedzenia i chodźmy razem poszukać wolności”. Czy się z nią zgadzamy? Chyba jeszcze nie jesteśmy pewni. Ale nadal szukamy.

Czy ja to ja?

Niby to jasne jak dwa razy dwa. Ale jakiś czas temu włączam komputer, aktualizuje się Picasa i co widzę? Genialny Google pokazuje nam 800-900 zdjęć i pyta czy my to my. Jak on rozpoznał tego kolesia? Do normalnego życia wrócić będzie pewnie wyjątkowo ciężko. Bo tak jak zmienił się na przykład mój wygląd, równie bardzo zmieniła się zapewne nasza psychika.

18 miesięcy w podróży, czyli jak mawia Stefan Friedman "za udział wzięli" (m.in.): Leszczu, Johny Bravo, Mokra Włoszka, Leo w rocznicę Titanika, Jesus Christ Superstar, Robinson i Pajac. Jak Picasa w ogóle rozpoznał tych kolesi??
18 miesięcy w podróży, czyli jak mawia Stefan Friedman "za udział wzięli" (m.in.): Leszczu, Johny Bravo, Mokra Włoszka, Leo w rocznicę Titanika, Jesus Christ Superstar, Robinson i Pajac. Jak Picasa w ogóle rozpoznał tych kolesi??

Pamiętacie jeszcze Fernanda? Gdy podróżowaliśmy z nim przez Patagonię niemal tydzień, ni z tego ni z owego zaskoczył nas takim pytaniem:

– Gdybyście jednym zdaniem mieli podsumować waszą półtoraroczną podróż, to co by to było?

– Najlepsza decyzja w naszym życiu – wypaliłem na szybko.

– Podróż uczyniła nas wolnymi – odparła bez zastanowienia Najlepsza z Żon.

I aż mnie zatkało. Bo wtedy to do mnie dotarło. Rozmowa ta miała miejsce już niemal półtora miesiąca temu, ale genialne zdanie mojej żony co dzień dzwoni mi w uszach.

.

I jak co pół roku, filmik:
.


.

3 komentarze Dodaj własny

  1. barfso pisze:

    Zajebisty filmik! Jak zostało powiedziane: jest moc. Ale obczajcie wszyscy moment, jak ten kozak młody skacze na lianie na 1:08. Jak skok pięknie łączy się z muzyką. Majstersztyk, braty!

  2. Napiszcie Do mnie pisze:

    Czytam wasz blog od niecalego roku , jestem pod wrazeniem , moim marzeniem jest taka podroz jak wasza , szczerze mowiac zazdroszcze wam . Jestem ciekawy jak wam sie udaje przezyc w takich warunkach . Gdybyscie mogli napisalibyscie mi w skrocie ile pieniedzy musze uzbierac zeby zaczac taka przygode . Bede naprawde wdzieczny jestem waszym fanem . Pozdrawiam

Dodaj odpowiedź do barfso Anuluj pisanie odpowiedzi