Wiecie co? Chętnie pisalibyśmy na blogu bardzo dużo. Ale codziennie zajmuje nas tyle rzeczy, że ciężko znaleźć chwilę, żeby coś dla Was naskrobać.
Ostatnie półtora tygodnia przesiedzieliśmy w delcie Parany w takich okolicznościach, że można by o tym napisać książkę, a nie wpis. Ale wczoraj udało nam się wreszcie opuścić to zaczarowane miejsce. Chcemy w końcu zacząć się ruszać na północ, w kierunku mokradeł Estero de Ibera i Iguazu – największego wodospadu na świecie. Ponoć oba miejsca magiczne.

Ale wczoraj wróciliśmy do Buenos i okazuje się, że znowu tu utkniemy. Przynajmniej na kilka dni, a kto wie czy nie na dłużej, bo poszukują statystów i statystek o europejskim wyglądzie do jakiegoś peruwiańskiego filmu kręconego w Buenos…
A dlaczego w ogóle do Was piszemy, skoro znowu nie mamy nic konkretnego do powiedzenia? A no dlatego, żeby Wam się nie nudziło.
Już dawno o tym myśleliśmy, bo muzyka i generalnie kultura Ameryki jest tak fascynująca (w szczególności w porównaniu do zazwyczaj kiczowatej, megaogłośnej i tandetnej muzycznie Azji), że kiedyś poświęcimy tej tematyce oddzielne kilka słów.
A póki co polskiej publiczności (prawdopodobnie premierowo) prezentujemy Evę Ayllon – niesamowitą i jedną z najbardziej znanych na kontynencie artystek muzyki afroperuwiańskiej. A więc „Wyciągnij ręce! Wyciągnij stopy! Wyciągnij głowę, jeśli nie chcesz jej stracić!”:
.
.
Oj marzy mi sie boskie Bueno ……tak na kilka nocy sie zapomniec…ehhh…..Pozdrawiam,ale chlodno,zeby troche wam ulzylo w tej goraczce..:)
nic do powiedzenia ale śmieszne … czekamy na nowe wpisy i zdjęcia w przerwach .. a zapomniałam wy nie macie przerw !!!! 🙂