Juz od wielu dni na tej stronie probujemy zamiescic wpis podsumowujacy poltora roku w drodze. Probujemy, probujemy, ale najpierw musimy go napisac. A nieustannie przeszakadzaja nam w tym czynniki zewnetrzne.
Przykladowo dwa dni temu zamieszkalismy na Couchsurfie w Buenos Aires z pewnym Polakiem, zyjacym w Ameryce Poludniowej juz 6 lat w ciaglej podrozy. Przegadalismy caly dzien, pol nocy, a gdy spalismy, nie obudzila nas nawet argentynska policja, ktora przyszla do mieszkania nad ranem zakonczyc awanture i wyrzucic jednego z lokatorow.
A dlaczego nas nie obudzila? Prawdopodobnie dlatego, ze poprzedniego dnia dotarlismy do Buenos Aires z prowincji Rio Negro z pewnym TIRowcem. Jak sie okazuje niewatpliwym kokainistą, bo przejechalismy z nim na stopa 1000 km w 20 godzin non-stop wylacznie pijac mate i przerwy na „siku”.
O tym ze w Wielka Sobote ogladalismy, jak orki wyrywaly z plazy mlode lwy morskie przy komentarzu Ingrid Vissen, ktora spotkalismy na plazy, a Niedziele rozpoczelismy w namiocie na stacji benzynowej YPF mowilem juz na fejsie, prawda?
Myslalem, ze uda sie dzisiaj, ale jest juz czwarta nad ranem, a o 7 wyjezdzamy do delty Parany, gdzie pewien znajomy mieszka na wyspie bez elektrycznosci wsrod setek odnog rzeki, gdzie mozna dostac sie wylacznie kajakiem. Wiec pewnie zostaniemy tam przez kilka dni.
A to zebyscie sie nie nudzili
.
.
dzieki za siwtny kawalek muzyki…od razu zrobilo sie sloneczniej na moim zachmurzonym niebie