Są rzeczy piękne. Są zjawiska imponujące. Ale są cuda natury tak majestatyczne, że nie sposób sensownie ich opisać, nie gubiąc się w przesadnej emfazie. Taki właśnie jest lodowiec Perito Moreno.

Perito Moreno onieśmiela swoim ogromem. Spływa z południowych Andów 30-kilometrowym jęzorem lodowcowym wprost na czatujących na niego turystów. Bo Perito Moreno jest jakby zaprojektowany by być megaatrakcją. Lodowiec większy niż cała Warszawa od Białołęki po Powsin schodzi z gór do Jeziora Argentino póki nie oprze się o przeciwległe wzgórza, na których z odległości kilkudziesięciu metrów gawiedź podziwia jego ogrom.

I wbrew temu, czego chciałby Al Gore, Perito Moreno nie tylko się nie kurczy, ale cały czas prze naprzód. Z ponadprzeciętną prędkością warto dodać. Średnio 2 metry dziennie. Te 2 metry pozwalają mu czołgać się powoli po dnie i z każdą minutą żłobić mozolnie krajobraz argentyńskiej Patagonii. Przy okazji, co kilka godzin, lodowiec ustępuje napierającej na niego wodzie i urywa sobie od czoła kilkudziesięciometrowe góry lodowe, które z hukiem godnym lepszej sprawy walą się do wody.
Raz na cztery, pięć lat lodowiec dochodzi do ściany. Dosłownie dopełza do przeciwległego Półwyspu Magellana i tym samym odcina część Jeziora Argentino, którego dno żłobi na co dzień. Poziom wody w odciętej części jeziora szybko się podnosi, a tysiące ton wody coraz silniej napierają na lodowiec. Godzina po godzinie woda kruszy lód od spodu. Po kilku dniach udaje jej się wyżłobić tunel. Mija kolejnych kilka dni i lód wreszcie ustępuje. Cała konstrukcja wali się w kilka sekund, a jezioro wyrównuje poziom. Tymczasem lodowiec od nowa z mozołem zaczyna pełzać w stronę Półwyspu Magellana. W XX wieku cykl ten odbył się 17 razy.

A czemu lodowiec jest tak imponujący? Może dlatego, że jego czoło jest szerokie na pięć kilometrów, czyli dajmy na to przesuwając się przez Warszawę, każdego dnia miażdżyłoby obszar od Marszałkowskiej do Prymasa Tysiąclecia. Metr po metrze.

A może dlatego, że ściana frontowa ma ponad 70 metrów wysokości, czyli więcej niż 20-piętrowy wieżowiec. A w zasadzie tylko tyle wystaje jej nad wodę. Bo pod wodą szoruje dno na głębokości ponad 100 metrów, co oznacza, że przykryłby Marriott i Intercontinental w minutę.
Niemal 200 lat temu Louis Agassiz wysnuwając rewolucyjną teorię o globalnych zlodowaceniach obejmujących większość naszej planety, porównał wolno poruszające się lodowce do pługów bożych, które zmieniają oblicze ziemi. Tej ziemi.

Żyjąc we współczesnym świecie, często mamy wrażenie, że historia, geografia czy przyroda to obecnie procesy skończone. Wojny to przeszłość, granice się ustabilizowały, góry są tam gdzie są góry, a jeziora na Mazurach. Dzieląc doroczny wypoczynek na narty w Cortinie d’Ampezzo, łódki w Mikołajkach i kite-surfing w Jastarni, umyka nam chwilowość cudów natury, z którymi stykamy się na co dzień. A tymczasem wojna między ziemią i wodą trwa w najlepsze. Zawsze jest jakiś pług.
.
Więcej zdjęć z południowej Patagonii i naszej najnowszej przygody 4×4 znajdziecie tutaj:
.
![]() |
Perito Moreno, Calafate i okolice, Argentyna |
.
piękny opis !!!
„… tej ziemi.” 🙂
M.
rozumiem, że pług. Ale od razu „boży”? Czyżby w Chile nawiedziły Was myśli o Sile Wyższej?:) Wikipedia mówi, że „boży” znaczy tyle co „związany z Bogiem”.. nie mogę się już doczekać Waszego powrotu do Warszawy . pozdrowienia, Agata z Nugat
Świetny wpis i super foty :]
Cudowne!!! Patagonia, lodowiec, wpis, zdjęcia… i Wy oczywiście! 🙂