A dziś, kończąc wreszcie wątek indonezyjskich informacji praktycznych, o tym, ile kosztuje życie na tym końcu świata, co ciekawego można tu zjeść i jak to się stało, że na indonezyjskiej wsi poprowadziliśmy lekcję polskiego.
Przykładowe ceny
Na początek obalmy mit. Wbrew temu, co można wyczytać na forach i co wydaje się niektórym quasi-podróżnikom, Indonezja jest tania. Nasze średnie dzienne wydatki przez 3 miesiące wyniosły 85 zł na dwie osoby!! Kwota porównywalna z każdym innym krajem Azji Południwo-Wschodniej. I to bynajmniej nie dlatego, że siedzieliśmy w miejscu, bo odwiedziliśmy niemal pół kraju, który jako się rzekło, mały nie jest. I raptem 10 dni nocowaliśmy na CouchSurfingu.

Nieporozumienie w kwestii tego, że Indonezja jest droga najczęściej wynika z faktu, że ludzie mają mało czasu, a chcą zobaczyć kawał świata i przejechać odległość znacznie większą niż z Portugalii do Finlandii. Lub wykupują wycieczki (na Bromo – 100 zł, na Komodo – 200 zł, itp.). Wszystko to można zrobić taniej i lepiej.
Przelicznik waluty: 10 tys. RPH – 3,3-3,4 zł
Prom Pelni Makasar – Surabaya – 230 tys. (24 h)
Prom Pelni Balikpapan – Palu – 140 tys. (10 h)
Prom lokalny Ampana – Wakai (Togeany) – 40 tys. (4 h)
Autobus Yogyakarta – Surabaya – 60 tys. (6 h, obiad gratis)
Autobus Mataram – Bima – 150 tys. (12 h, obiad i prom z Lombok na Sumbawę gratis)
Pociąg Yogyakarta – Probolingo (3 klasa) – 30 tys. (12 h, raz dziennie o 7:30)
Autobus lokalny Probolingo – Banyuwangi – 25-30 tys. (5h, przez Jember 7 h)
Autobus lokalny Gilimanuk – Denpasar – 25 tys. (2 h, na Bali wszystko droższe)
Kijang: Tanjung Selor – Berau, Makasar – Bira, Poso – Ampana i wszystko inne na dystansie ok. 200 km lub 3-5 godzin jazdy – 50 tys. (Kijang to samochód prywatny pełniący funkcję grupowej taksówki, a raczej minibusa, bo zabiera zazwyczaj 8-10 osób. Nazwa pochodzi od najpopularniejszego modelu Toyoty Kijang, ale równie dobrze może to być Isuzu Panther, jakiś Datsun, Daihatsu albo cokolwiek innego, co ma żółte tablice).
Ojek (motor – taksówka) – 5-10 tys. w mieście do 5 km. 20-30 tys. poza miastem (z Banyuwangi na Ijen, itp.)
Bemo (minibus w mieście) – 4-6 tys. w zależności od miasta
Hotele – 50-60 tys. za dwójkę (w zasadzie wszędzie można znaleźć coś w tej cenie. Nawet w Kucie na Bali poza lipcem i sierpniem. Przez 3 miesiące tylko 4 razy za hotel zapłaciliśmy 100 tys. za dwójkę. W Rantepao w Tana Toraja, 3 razy na Bali – w Kucie o 10 w nocy, na Nusa Lembongan i w Ubud, a także w mega-turystycznym Rutengu na Floresie. W większości przypadków były to jednak najlepsze hotele, w jakich spaliśmy w Indonezji – z pysznym, obfitym śniadaniem, prawdziwym prysznicem i siadaną toaletą – prawdziwa rzadkość i atrakcja sama w sobie. W Rantepao mieliśmy nawet ciepłą wodę – jedyny raz w Indonezji.) Przypominam: 50 tys., czyli 17 zł za dwójkę, nierzadko z herbatą i pączkiem na śniadanie!
Wynajęcie motoru – 30-70 tys. (w zależności od wyspy, na Bali o dziwo najtaniej, na Floresie najdrożej)
Wejściówka do Borobudur / Prambanan – 130 tys. (studencki 65 tys. – niech żyją wieczni studenci!)
Jedzenie – 5 – 10 – 15 tys. (patrz rozdział: Jedzenie)

Jedzenie
Doprawdy nie wiem, skąd bierze się mit, że jedzenie w Indonezji jest niedobre. Może niewyrafinowane, mało różnorodne, ale niedobre na pewno nie!
Przez pierwsze 6 tygodni (Derawan, Borneo, Celebes, Togeany) niemal codziennie jedliśmy PRZEPYSZNĄ ŚWIEŻĄ rybę morską z zestawem surówek, ryżem, nierzadko darmowym świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy. Danie takie to koszt 15-25 tys. od osoby. (Ja po prawdzie jadłem ją na zmianę z równie pysznym, zawsze świeżym, smażonym lub grillowanym kurczakiem na chrupko – 10-20 tys.)
Faktem jest, że w Indonezji, szczególnie w dusznych, zatłoczonych miastach w ciągu dnia ciężko zjeść świeżo przygotowane mięso czy rybę. W większości knajp jedzenie jest przygotowywane rano, a następnie przez cały dzień stoi zimne wystawione za szybą (lub lekko ciepłe – nagrzane od słońca). Takie dania w ciągu 90 dni jedliśmy tylko kilkanście razy, niemal wyłącznie na Jawie i Nusa Tengara, czyli od Bali po Flores. W takim przypadku zazwyczaj można jednak zamówić ryż smażony z jajkiem, który przyrządzą świeży na miejscu (5-12 tys.).
Do tego w kraju tym rządzą przepyszne przekąski, szczególnie wieczorową porą:
Terang Bulan („Księżyc w pełni”) – indonezyjskie naleśniki na grubym cieście, coś jakby krzyżówka gofra z naleśnikiem. Faszerowane bananami, orzechami, czekoladą, serem i czymkolwiek chcesz – 8-12 tys. Zjesz jednego i zapomnij o kolacji. Zawsze bierz dwa – będziesz miał na śniadanie!
Martabak – naleśnik bliższy naszym wyobrażeniom, ale za to z jajkiem, cebulą i szczypiorkiem, czasem również mięsem. Pycha za 8-12 tys.

Ciekawostki i zachowania
Indonezja nie jest trzecim światem. Ludzie zarabiają tu co prawda 300 zł miesięcznie, ale wśród młodych ludzi rządzą portale społęcznościowe. Prawie wszyscy na Facebooku mają po 500-3000 znajomych i nie przepuszczą białemu poznanemu w autobusie czy na promie, aby nie wymienić się kontaktami.
Co za tym idzie, świetnie funkcjonuje tu Couch Surfing. Ludzie spragnieni są kontaktu z obcokrajowcami i chętnie słuchają opowieści z dalekich krajów, dzieląc się wiedzą o Indonezji (pomijam przygodne kontakty i niezliczone prośby o zdjęcie). Couch Surfing w Yogyakarcie okazał się jednym z ciekawszych do tej pory, a CS pod Makasarem to nasz pierwszy kanapowy pobyt na wsi. I od razu wśród pól ryżowych, gdzie w lokalnej szkole poprowadziliśmy lekcję angielskiego / polskiego.
Język indonezyjski jest najłatwiejszy na świecie. Doprawdy nie wiem, dlaczego Zamenhof zamiast wymyślać jakiś bezużyteczny twór nie zajął się propagowaniem indonezyjskiego. Nie ma czasów, rodzajów ani odmian. Wystarczy poznać 9 cyfr i cztery przyrostki, aby nauczyć się liczyć do miliona. Nie ma żadnych wyjątków! Po tygodniu na Borneo, gdzie angielski nie istnieje, bez problemu dogadywaliśmy się na temat mieszkania, jedzenia, cen i przejazdów. Po 3 na temat rodziny, dzieci i pogody, a po miesiącu coś o sobie, naszej podróży, ich pracy, itp. Na Borneo, Celebesie i wschodnich rubieżach Nusa Tengara bahasa indonesia to konieczność.
Każda wyspa w Indonezji to osobny kraj. Wszędzie inny język, ludzie raz ciepli raz chłodni. Warto o tym pamiętać i przestawiać się psychicznie, przekraczając kolejne „kraje”. Postawę bojową należy przybrać jedynie na Jawie i Bali.

Na obu tych wyspach rąbią w biały dzień. I bynajmniej nie w białych rękawiczkach. Dworzec Ubung w Denpasarze to zbieranina najgorszych naciągaczy na ziemi. Tylko niewiele lepiej jest w Probolingo pod Bromo. Ceny biletów autobusowych z Bali są przerażające i dużo lepiej jest wyjechać z wyspy lokalnym transportem (20-30 tys. do promu i promem na Jawę (6 tys.) / Lombok (36 tys., 4 h). Z Mataram na Lomboku bilety na Sumbawę i Flores i są dużo tańsze. Jak zwykle, gdy ktoś rozpoczyna rozmowę „Hello, my friend!” i pyta gdzie się wybierasz, wiesz, że najlepiej milczeć jak grób. Zasada numer jeden: Wystrzegaj się przyjaciół.
.