Tego jeszcze nie było. Mało brakowało, a już więcej byście o nas nie usłyszeli.
Na Togeany przyjechaliśmy tylko na chwilę. Na Kadidiri – „głównej” wyspie Archipelagu planowaliśmy zabawić najwyżej 2-3 dni, a następnie udać się na mniej znane, często niezamieszkałe wysepki i ich fascynujące rafy. Niestety nic z tego nie wyszło.
Na Kadidiri zbyt mocno zżyliśmy się z miejscowymi Bajo – indonezyjskimi morskimi cyganami i utknęliśmy tu na 2 tygodnie. Jedynie resztkami woli, trzynastego dnia o świcie udało nam się wyrwać z rajskiego kręgu, nim utknęliśmy w nim na zawsze.
Będzie to powieść, a w zasadzie bajka w odcinkach. Było tak:
Czwartek – dzień 3
Brak bieżącej wody, prąd z generatora jedynie kilka godzin wieczorem, woda do mycia przynoszona co rano ze studni i bambusowy domek wyposażony jedynie w łóżko i moskitierę.
Warunki bytowo-sanitarne dla niewprawnego oka mogą wydać się co najmniej dyskusyjne, a jednak mamy coraz bardziej nieodparte wrażenie, że Togeany to najlepsze miejsce, jakie dotychczas odwiedziliśmy.

Tu każdy dzień wygląda niemal identycznie. Po śniadaniu wyjazd na jedną z fantastycznych raf o bajkowych kolorach. Niby-zabawa i snorklowanie, a tymczasem nasi gospodarze – Bajo – nurkują z kuszą zrobioną ręcznie z kawałka drewna, dętki i metalowego pręta i polują na nasz obiad. Dziś po raz pierwszy spróbowałem swoich sił i ja. Na razie rezultaty mizerne, ale wiem, że kuszy długo nie wypuszczę.
Potem sjesta. Hamak, książka, względnie szachy. No i biżu.

Z Kadidiri nikt nie wyjeżdża z pustymi rękami. Każdy gość na odchodne otrzymuje (przynajmniej jeden) ręcznie zrobiony, niepowtarzalny, czasem własnoręcznie zaprojektowany naszyjnik lub bransoletkę. Może być to delfin, liść, kieł, muszelka zatopiona w kokosie albo co się komu wymarzy. Nasi Bajo wypełniają wolne chwile, przygotowując małe cudeńka i chętnie dzielą się swoją wiedzą. Mało co ich tak cieszy, jak podpatrywanie gości szlifujących Swoje Skarby. Jeśli chodzi o nas, to piły i szlifierki już dawno poszły w ruch.
Wieczorem wyprawa po kolację. Połów z łodzi – tym razem w nadziei na dużego zwierza. Czasem trafi się ponad metrowa barakuda, innym razem 5-kilowy karanks, ale czasem tylko blocie. Czas wędkarzom umilają baraszkujące w pobliżu delfiny.
Sobota – dzień 5
To co Bajo robią w wodzie z kuszą jest fascynujące. Aka schodzi na 10-12 metrów i traktuje morskie dno jak afrykańską sawannę. Najczęściej chwyta jakiś kamień, który służy mu jako balast i powolutku zakrada się do ryb i homarów, czając się za koralowcami. Spokojnie i dostojnie odbija się od dna niczym astronauta na księżycu i powoli zbliża się do celu. W jednej dłoni dzierżąc kamień, w drugiej kuszę, wstrzymuje oddech na 1 lub półtorej minuty i z mozołem przedziera się przez morską toń.

A przy tym jego jedynym ekwipunkiem są okulary wyciosane scyzorykiem w palmy kokosowej i kawałka szkiełka po szybie. Żadnej maski na nos, płetw ani rurki.
Imponujące i magiczne. Mógłbym z nim pływać całymi dniami.
Wtorek – dzień 8
Jakby zwykłych atrakcji na Togeanach było mało, są jeszcze ludzie. I tym razem to nie Bajo.
Miejsca do których jedzie się przynajmniej 3 dni w jedną stronę, zawsze przyciągają najbardziej wykręconych typów. Tak było na Derawanie na Borneo, podobnie w Port Barton na Filipinach, tak jest i tutaj.
Przedwczoraj wyjechała para Francuzów – Jean i Sabrina w drodze od 8 miesięcy. Połowę tego czasu spędzili na Nowej Zelandii, gdzie mieszkali w campervanie kupionym i sprzedanym za 2 tys. USD. Ich koszty życia były tam jedynie nieco wyższe niż w Azji. Oni na dobre przekonali nas do Wysp na Końcu Świata.
Wraz z nimi opuścił nas Michaił, post-hipisowski Rosjanin, który 4 lata mieszkał w małej wiosce w Indiach. Ostatnio już od wielu tygodni włóczy się po ostępach Indonezji. Na Kadidiri utknął na 2 tygodnie, doskonaląc sztukę połowu z kuszy. On jako pierwszy ostrzegał nas przed klątwą tego miejsca.
Nawet jeden jedyny „normalny” na 3-tygodniowym urlopie też jest nienormalny. Andy – Niemiec, manager sprzedaży, jak zwykle w ukochanej Indonezji, która weszła mu za skórę za czasów kilkumiesięcznych studenckich podróży. Przybył specjalnie na Togeany, choć z nieprzeciętnymi przygodami. Po drodze przez kilka dni mieszkał w rybackiej wiosce w oczekiwaniu na prom, który, jak to w Indonezji, nigdy nie nadszedł. Ostatecznie dotarł tu rybacką łodzią, zielony i z duszą na ramieniu.

Dziś dojechała nieprzeciętna dziewczyna z Kanady – Cyndie Bellhumeur. Zgodnie z magią nazwiska wiecznie roześmiana i roztaczająca dobrą aurę graficzka i rysowniczka z Quebecu (nie-Kanadyjka!!).
Podobnie jak i nie-Hiszpan (!!!) z Hiszpanii. Luis (z Katalonii) przez ostatnie 10 miesięcy odwiedził 5 krajów – Indie, Nepal, Filipiny, Wietnam i Indonezję. Chłopak lubi wczuć się w klimat.
Są i Finowie, którzy podróżują po Azji już od 6 miesięcy i za 3 tygodnie wracają do domu. On, jak sam siebie określa, jest malarzem środowiskowym, a ona bada wodę.
W takim towarzystwie nie sposób się nudzić, więc wieczorami gra w mafię, kalambury, poker na kapsle i dyskusje po świt.
Dziś po raz kolejny nie wyjechaliśmy z wyspy. Czy w ogóle znajdziemy w sobie siłę, by ruszyć dalej?
.
———————————————————-
W oczekiwaniu na drugą część togeańskiej bajki, zapraszamy na fotograficzną wyprawę do raju:
.
![]() |
Wyspy Togian, Celebes, Indonezja |
.
Po tym wpisie aż wstyd się przyznać jakie człowiek sobie stwarza problemy i jak sobie skutecznie życie komplikuje i uprzykrza…
brak słów..
Ale Wy też jeszcze do tego powrócicie – nie myślcie sobie..
3majcie się Vagabundosy ! 🙂
Hehe, ale Ty Rafał zarosłeś – szacun 😉
Te muszeleczki z saszimi to weźcie z powrotem do Polski – będzie pamiątka 😀
Od pewnego czasu chodzi mi po głowie pytanie: czy Wy w ogóle nie chorujecie czy po prostu się nie skarżycie?
O muszelkach faktycznie przez chwilę myśleliśmy, ale nie dałem rady podnieść ich nawet pojedynczo, więc szybko obliczyłem, że taka paczka kosztowałaby nas baaaaaaaaaardzo dużo 🙂
A z chorobami to bywa różnie. Niby nie chorujemy, ale ja w Indiach prawdopodobnie miałem dengę (niezdiagnozowaną), Paula w Nepalu zapalenie kolana, w Birmie zapalenie spojówek i jeszcze parę innych drobnostek od tego czasu. Generalnie nic poważnego i jesteśmy zdrowi jak ryba – żadnych przeziębień, katarów ani nic takiego 🙂 🙂
My byliśmy na Togianach kilka miesięcytemu z tym że na malutkiej Poya Lisa. Było dokładnie tak samo, ciężko było odpływać po dwóch tygodniach. Teraz jesteśmy w Laosie i zastanawiamy się nad kupnem biletu z BKK do indonezji. 🙂 Oczywiście w kierunku Togian Islands.
pozdrawiamy A&A