Dziś politologiczna ciekawostka.
W Singapurze panuje demokracja. Nominalnie. Faktycznie jednak kraj ten jest w zasadzie systemem autorytarnym. Rządząca partia kontroluje wszystkie media, a wolna prasa i telewizja nie istnieją. Mimo że kraj teoretycznie jest wolny, krytyka władzy szybko kończy się w sprawnie działających sądach, gdzie opozycjoniści kolejno bankrutują po orzeczeniu horrendalnych odszkodowań pod zarzutem zniesławienia.

Rządźcie się sami
A zaczęło się skromnie. Po odzyskaniu niepodległości w 1963 r. Singapur przyłączył się do niedawno powstałej Federacji Malezji, obejmującej oprócz Malezji, także autonomiczne prowincje Borneo – Sarawak i Sabah. Jednak już 2 lata później Singapur wyleciał z Federacji z wielkim hukiem, wyrzucony przez ówczesnego premiera Malezji, po wnoszeniu oskarżeń o dyskryminację Chińczyków, którzy w tym kraju stanowią większość.
Od tamtej pory, nieprzerwanie przez ponad 40 lat, zarządzany jest żelazną ręką przez jedną partię – Partię Akcji Ludowej. Pod jej przywództwem Singapur przeszedł niesamowitą metamorfozę i z przeciętnego miasta i zwykłego portu stał się drugim najbardziej rozwiniętym państwem Azji, po Japonii i jednym z największych portów świata.

Chińczycy mieszkający w Malezji, która jest znacznie bardziej demokratyczna i zarządzana głównie przez Malajów, po cichu lubią mówić, że gdyby Chińczycy rządzili także Malezją, to byłoby tu jak w Singapurze.
Demokratyczna pułapka
Ale nie ma nic za darmo.
Wyjątkowo skomplikowana ordynacja wyborcza i brak wolnych mediów sprawia, że partiom opozycyjnym jeszcze nigdy nie udało zdobyć żadnego mandatu w liczącym 87 miejsc parlamencie. Kilkakrotnie władza z litości dopraszała jednego lub dwóch opozycjonistów, żeby nie było, że w parlamencie siedzi tylko PAL.
Liderem Partii Akcji Ludowej i premierem Singapuru przez ponad 30 lat był Lee Kuan Yew. Od 2004 r. najdziwniejszą demokracją świata rządzi jego najstarszy syn – Lee Hsien Loong.

System wyborczy w Singapurze to twardy orzech. Kilka dni zajęło mi ustalenie, jak to możliwe, że opozycja notorycznie zdobywa 30-40% głosów w wyborach, ale jeszcze nigdy nie zdobyła ani jednego miejsca w parlamencie.
Bardzo skomplikowana singapurska ordynacja wyborcza ewoluowała przez lata. W skrócie można powiedzieć, że w kraju tym obowiązuje ordynacja większościowa działająca niemal jak okręgi jednomandatowe. Kraj podzielony jest na kilkanaście okręgów, w których wybiera się nie jednego, ale całe pakiety posłów – najczęściej szóstkami. Z danego okręgu awansuje więc nie sześciu kandydatów z największą liczbą głosów, ale sześciu kandydatów z jednej partii, która zdobyła najwięcej głosów.
„Wszystko albo nic”, jak mówiono, tworząc ten system. Miało to zapobiec niesterowności państwa. A skończyło się na zapewnieniu 100-procentowej wybieralności jednej partii przez 50 lat.
Wyłom
Zresztą do osobliwej ordynacji dochodzi jeszcze szereg innych wymogów, które musi spełniać wystawiona lista sześciu kandydatów, aby w ogóle zostać zarejestrowana. Między innymi muszą oni odzwierciedlać różnorodność etniczną kraju i wywodzić się z różnych środowisk. Tak surowe wymogi często sprawiały, że w wielu okręgach wyborczych startowała Tylko Jedna Prawidłowa Szóstka. Ale to się zmieniło.

Podczas naszego pobytu w Singapurze, odbyły się akurat najbardziej przełomowe wybory w historii tego kraju. W 2011 r. opozycja dzięki Internetowi, który jako jedyne medium w Singapurze jest naprawdę wolny, zyskuje coraz silniejszą pozycję i po raz pierwszy udało jej się nawet zdobyć jedną Szóstkę w parlamencie. Nie jest to wiele, ale opozycja świętuje największy sukces w historii, a w mediach, nawet światowych, mówi się już o przełomie i wyrwie w systemie singapurskim.
A przed wyborami gazety i telewizja były po prostu pełne premiera. „Nie demontujmy świetnie działającego systemu”, „Najsprawniejsza demokracja świata” krzyczały nagłówki z każdej strony, sukces gonił sukces, a plany rosły jeszcze ambitniejsze.
Zupełnie jak w niektórych krajach europejskich.
.
———————————————–
P.S. który miał nawet być wpisem
Być może zastanawiacie się, jakim cudem po raz kolejny katujemy Was jakimś zaprzeszłym wpisem z Singapuru, skoro ostatnio niemal przez miesiąc przemierzaliśmy Borneo, a teraz już od jakiegoś czasu badamy Celebes.
Otóż spędziwszy ponad tydzień na fantastycznym Derawanie, całe dnie pławiliśmy się w rozkoszach pływania z żółwiami albo podglądając leniwie płynące rybackie życie Indonezji. Wieczorami natomiast, nie dysponując nawet piwem, mieliśmy sporo czasu. Więc w przerwach między egzystencjalnymi dywagacjami a towarzyszeniem młodym żółwikom w odnajdywaniu drogi do morza, korzystając z okazjonalnych dostaw prądu, zabijaliśmy nudę wspominkami.
I z tych oto wspominków uzbierało się parę wpisów, które w najbliższych dniach będą się ukazywać pod naszą nieobecność.
We wspominkach nie udało nam się jednak sięgnąć myślami Malezji kontynentalnej. Kraj, jak wszystkie inne, ciekawy, więc i pisać można by wiele. Może innym razem.
Dziś tylko to, co w kontynentalnej Malezji najciekawsze – zielone dywany herbacianych wzgórz Cameron Highlands. W postaci obrazkowej.
.
![]() |
Cameron Highlands, Malezja |
.
P.P.S. A jeśli się nie zastanawiacie, dlaczego katujemy was starzyzną, to powinniście częściej zaglądać, gdzie się aktualnie znajdujemy.
.
Kwestia Singapuru była ostatnio poruszona na blogu Działu Zagranicznego:
http://dzialzagraniczny.wordpress.com/2011/06/07/harry-ofiara-wlasnego-sukcesu/
Kurcze, zaje blog. Gratulacje. Z pewnoscia bedziemy sledzic, gdy juz wrocimy. A kto wie, moze i zagranico czasem zajrzymy.
Dzieki za dodanie komentarza. Jest jeszcze paru polskich czytelnikow, ktorych to interesuje 😉
P.S. A Rosiak leci jeszcze na Trojce? Czy juz zdjeli najlepszy program o swiecie w naszym kraju?
Leci. Koś w mediach publicznych jeszcze myśli.
PS Posta wyżej nie pisałem ja. Nie znam „Kacpra”. Ale pozdrawiam. 🙂
Arcyciekawie napisany wpis !!
Pozdrowienia z pewnego warszawskiego banku.. 🙂 Znów i póki co.. 🙂
M.
W Singapurze nie ma jednomandatowych okręgów tylko szesciomandatowe. Poza tym mechanizm że „zwycięzca bierze wszystkie sześć mandatów” powoduje, ze system wyborczy przypomina system partyjny z listami kandydatów, a nie wybieraniem przedstawiciela danych wyborców, jak to ma miejsce w JOW’ach.