Z życia mnicha

To nie będzie zwykły artykuł o buddyjskich mnichach. Chciałem napisać o porannych modłach, chodzeniu po jałmużnę o świcie, medytacji i kosmicznym spokoju, którym emanują mnisi niemal podczas każdej rozmowy. Ale zamiast tego będzie to artykuł o tym, dlaczego w Birmie to właśnie mnisi poprowadzili rewolucję przeciwko dyktaturze i jak to się dzieje, że w Tajlandii obcy nam ludzie notorycznie zostawiali zapalony samochód z kluczykami wewnątrz pod naszą opieką.

Klasztorny spokój
Klasztorny spokój

Zacznijmy od tego, że w buddyjskim kręgu kulturowym każdy mężczyzna musi choć raz w życiu zostać mnichem. W zasadzie nie ma oficjalnego przymusu i nikt tu nikogo pod pistoletem nie trzyma, a wszyscy przywdziewają pomarańczowe szaty z niekłamaną dumą. Mężczyźni, a raczej młodzi chłopcy chętnie wstępują do zakonu na krótki czas, gdzie znajdują wyciszenie, zapoznają się z naukami Buddy i przygotowują do wkroczenia w dorosłe życie. Większość z nich wstępuje do Nowicjatu na kilka tygodni, ewentualnie kilka miesięcy. Dziś rzadko kto zostaje mnichem na dłużej niż rok. Oczywiście poza tymi, którzy po Nowicjacie wybierają drogę profesjonalisty.

W poszukiwaniu nirwany

Co ciekawe buddyjskie klasztory są pewnego rodzaju instytucją otwartą. Wstąpić w szeregi mnichów można kilkakrotnie i wcale nie jest to rzadka praktyka.

Parasol od słońca oraz misa i torba na jałmużnę to jedyny dobytek buddyjskich mnichów
Parasol od słońca oraz misa i torba na jałmużnę to jedyny dobytek buddyjskich mnichów

Często po latach już dorośli mężczyźni odnawiają śluby Nowicjatu, po raz kolejny przywdziewając pomarańczowe szaty. Nasz znajomy 30-letni Taj, w zakonie był już 3 razy. Najpierw 8 tygodni, po kilku latach 4, a ostatnio podczas urlopu w pracy wstąpił znowu na 15 dni. Wynika to też po części z szacunku, jakim cieszą się mnisi w buddyjskich krajach. Ich życie zawsze jest skromne, nie robią nic na pokaz, wyrzekają się wszelkiego dobytku, a utrzymują wyłącznie z jałmużny.

W rejonach wiejskich oraz małych miasteczkach nawet w dzisiejszych czasach codziennie o świcie mnisi wyruszają ze swoim jedynym dobytkiem, czarną porcelanową misą, na obchód po okolicy. W Tajlandii, Laosie, Kambodży, a w szczególności Birmie ludzie masowo wylegają wówczas przed domy i sklepiki, ofiarowując mnichom ryż i prostą strawę w zamian za błogosławieństwo. Często nawet dla postronnych laików ma to niemal mistyczny wymiar.

Karma, czyli budowanie przeznaczenia

Buddyzm w zasadzie nie jest religią. Jest raczej jak droga, którą jej wyznawca podąża przez życie. Ma być filozofią życiową, a nie zbiorem gestów, które zapewniają gładkie przejście do wieczności. Czasem doprawdy ciężko w to uwierzyć, obserwując, z jaką czołobitnością buddyści biją pokłony przez posągiem Buddy. Sęk w tym, że Budda zabronił swoim uczniom czcić kogokolwiek, z sobą w szczególności. Na szczęście niektórzy wyznawcy faktycznie traktują pokłony wyłącznie jako rytuał, który pozwala im się skupić.

Karmazynowy myśliciel
Karmazynowy myśliciel

Tak czy inaczej buddystów cechuje niespotykany wręcz spokój. Jednym z najważniejszych założeń tej religii-filozofii jest karma. Tu nie ma odpuszczania grzechów, rozgrzeszania ani podobnych wymówek. Postępujesz źle, a zło wróci do ciebie. Prawdopodobnie ze zdwojoną siłą. Zabijasz zwierzęta? W następnym wcieleniu będziesz jednym z nich. Kradniesz? Czeka cię nieszczęście. Jeśli nie za chwilę, to w kolejnym życiu. „Zła karma” nigdy nie zostanie ci odpuszczona. Ewentualnie możesz ją odkupić zdwojonymi wysiłkami na rzecz „dobrej karmy”, ale nie jest to łatwe i zajmuje lata.

Jak to obrazowo ujął jeden z mnichów w Laosie, gdy uderzasz stół, stół uderza też Ciebie. Karma zawsze wraca.

Batman forever
Batman forever

Taka filozofia towarzyszy ludziom przez całe życie, więc w buddyjskich krajach raczej nie trzeba obawiać się o bezpieczeństwo. W Tajlandii niemal 2,5 tys. km przejechaliśmy stopem. Podczas licznych podróży standardem było, że kierowca wychodził do sklepu na stacji, zostawiając włączony samochód pod naszą opieką, a na koniec przynosił jeszcze colę i bułki. Któregoś razu, gdy oprócz kluczyków kobieta zostawiła także kilkaset złotych wetknięte przy skrzyni biegów, poczuliśmy, jak napełnia się dobra karma ludzkości.

Pomarańczowy w modzie

Dlaczego buddyjscy mnisi w Tajlandii, Laosie i Kambodży chodzą w pomarańczowych szatach, a w Birmie w czerwonych?

Pomarańczowy w modzie
Pomarańczowy w modzie

Ustalenie tego faktu okazało się dużo trudniejsze niż przypuszczaliśmy i zajęło nam kilka miesięcy. Wielu mnichów ma własne teorie na ten temat. Niektórzy twierdzą, że pomarańczowy to kolor oświecenia, który Budda przywdział po Przebudzeniu.

Ale co z czerwonym? Zarówno w Tajlandii jak i Birmie rozpowszechniony jest przecież ten sam rodzaj buddyzmu – Theravada, więc nie powinno być różnicy. Okazuje się jednak, że czerwone szaty wywodzą się z Kaszmiru i Tybetu, gdzie kolor ten był najtańszy w uzyskaniu. Budda zawsze był zwolennikiem prostych rozwiązań i chciał, żeby mnisi byli blisko zwykłych ludzi, więc nakazał ubieranie się w najbardziej pospolity i najtańszy kolor – właśnie czerwony. A w Azji Południowo-Wschodniej tańszy był pomarańczowy.

W szarej Polsce pospolitość bordowej czerwieni i pomarańczu może nieco dziwić, ale po wizycie w kolorowych Indiach, gdzie Budda spędził większość życia, łatwiej to zrozumieć.

Birmański uśmiech mnicha

Buddyjscy mnisi niemal zawsze są skorzy do rozmowy. Wyłączając turystyczne enklawy, jak Bangkok, Luang Prabang w Laosie czy Siem Reap w Kambodży, gdzie naprawdę jest przesyt obcokrajowców, w co drugim klasztorze możemy liczyć na bardzo ciekawą rozmowę.

Szafranowa rewolucja w Birmie została krwawo i szybko stłumiona. Władze nie podały liczby zabitych, ale prawdopodobnie było ich kilkuset
Szafranowa rewolucja w Birmie została krwawo i szybko stłumiona. Władze nie podały liczby zabitych, ale prawdopodobnie było ich kilkuset

W szczególności dotyczy to Birmy, gdzie mnisi stanowią intelektualną elitę, a przyklasztorne szkoły zapewniają niezłą edukację i komunikatywny angielski. Przechadzając się po buddyjskich klasztorach w Mandalay czy prowincji Shan, ciężko wykręcić się od zaproszenia na klasztorną herbatę i pogawędki o religii i świecie.

W Birmie, w której za najmniejsze słowo sprzeciwu wobec władz, można dostać kulkę w łeb, 3 lata temu buddyjscy mnisi masowo wyszli na ulice protestować przeciwko reżimowi, który rujnuje kraj. Reżim jak zwykle odpowiedział ostro, zabijając co najmniej kilkuset mnichów i zamykając klasztory. Jeden z mnichów, którego poznaliśmy w Mandalay stracił dwóch najbliższych przyjaciół z klasztoru w zamieszkach. Dziś birmańscy ubecy często kręcą się w pobliżu świątyń, złowrogo zerkając na każdą konwersację obcokrajowców z mnichami.

Odnajdź swoją drogę

Co ciekawe, buddyjscy mnisi, tak w Birmie jak i wszędzie indziej, nigdy nie mają w zwyczaju namawiać kogokolwiek do zmiany religii.

Podczas prania znajdzie się czas i na zabawę
Podczas prania znajdzie się czas i na zabawę

Podczas podróży bardzo często musimy tłumaczyć się z naszego ateizmu, szczególnie w katolickim Borneo. W drodze do Cameron Highlands pewien Malaj też nie potrafił nas zrozumieć i za wszelką cenę chciał nawrócić nas na Allacha. Tymczasem buddyści nigdy nie mają takiej presji. A gdy już stwierdzamy, że wierzymy w rozum i ludzi, to uznają nas niemal za swoich.

Jeden z mnichów stwierdził wręcz, że brak religii nie jest zły. Najważniejsze, żeby nie być przeciwko żadnej z religii. A żyjąc bez religii, zawsze mamy czas na studiowanie przekonań innych ludzi i odnalezienie swojej drogi.

I za to właśnie uwielbiamy buddystów.

.

—————————————————————-

Ciekawostki, które nijak nie pasują do artykułu:

Tajski mnich, którego spotkaliśmy w Angkorze, nie był pewien czy ma 45 czy 46 lat. Wspólnie sprawdziliśmy w paszporcie i wyszło, że pomylił się o 4.

Mnisi jedzą dwa razy w ciągu dnia. Pierwszy raz tuż po świcie, po zebraniu jałmużny, a drugi około 11 rano. Potem post do następnego świtu. W niektórych klasztorach jada się tylko raz dziennie.

Za to większość czasu w ciągu dnia przypada na recytację Sutr, nazywaną przez mnichów potocznie Pali. Przez ponad 2000 lat nauka wszystkich kazań Buddy na pamięć była jedynym sposobem przekazywania kanonu tej filozofii. Nawet dziś mnisi pozostają żyjącą księgą.

Ze względu na szacunek dla mnichów, nie powinno wywyższać się ponad nich. Dotyczy to także sytuacji bardzo prozaicznych. Gdy kelnerka serwuje posiłek w ulicznej restauracji, do stolika, przy którym siedzi mnich, podejdzie zgięta wpół lub kucając, aby nie przewyższyć go głową.

.

—————————————————————–

W obleganym Luang Prabang, uśmiechnęło się do nas pomarańczowe szczęście. Wybrawszy się o świcie w poszukiwaniu mnichów mimochodem trafiliśmy na doroczne święto jednej ze świątyń. Ponad 2 godziny obserwowaliśmy rytuały i modlitwy, które zgromadziły z pół dzielnicy, ale zaledwie troje turystów (łącznie z nami). Niezwykłe przeżycie.

Starając się unikać typowej w Luang Prabang fotonachalności i ładowania obiektywu mnichom w twarz, raczej bardziej uczestniczyliśmy niż rejestrowaliśmy, ale mimo wszystko coś tam udało się pstryknąć i nakręcić. Zapraszamy na film.

.

.

I kilka fotek w czerwieni i pomarańczu.

.

Z życia mnicha, Birma, Laos, Tajlandia, Kambodża

.

5 komentarzy Dodaj własny

  1. Miki pisze:

    Rafał powiem krótko – uwielbiam Twoje pióro !!!
    I wiem, że nie jestem sam 🙂

    Więcej takich wpisów !!

    Pozdrowienia serdeczne

    Michał

    1. vagabundos.pl pisze:

      No dobra. Przekonałeś mnie. Idę napisać coś o Singapurze. Czy najpierw wolicie o narkotykach Złotego Trójkąta?

  2. Super artykuły czytam je z wielką ciekawością podziwiając znakomity język autora. Pozdrawiam serdecznie życząc szczęśliwego docierania do kolejnych celów.

  3. Monika Bialek pisze:

    Witam! Kolejny swietny artykul. Troche spozniona zaczelam czytac Wasze wpisy wiec nadrabiam powoli.

    Dzieki wielkie za niesamowite relacje z podrozy. Czerpie natchnienie i dobre porady na moja podroz, ktorej poczatek zaplanowany jest na jesien przyszlego roku. Niecierpliwam ale jakos dam rade 🙂

    1. vagabundos.pl pisze:

      Gratuluję decyzji. Pewnie po czasie, podobnie jak wszyscy, których spotykamy, uznasz, że to najlepsza decyzja w Twoim życiu 🙂 Zachęcamy do czytania i oglądania! A podczas podróży i tak trzeba dać się porwać…

Dodaj odpowiedź do Monika Bialek Anuluj pisanie odpowiedzi